Zdarza się, że odtrącamy jakąś osobę - w pysze, zadufaniu, rozgoryczeniu czy lęku - a ona wciąż jest. Gdzieś dalej, z boku, w tle. Ale jest. Bez narzucania się. Bez pretensji. Bez oczekiwań na pokajanie się. Bez oceny. Zdaje się czekać, aż znajdziemy spokój. Aż pogodzimy się sami ze sobą. Tak jakby w nas wierzyła. Wbrew naszej własnej niewierze. Kiedy decydujemy się wrócić, wita nas zwykłym: “Fajnie, że jesteś. Co słychać?” Dziwi nas to i irytuje. Czasem śmieszy. Wywołuje lekceważenie. Jest niejednokrotnie dalekie od schematów do jakich przywykliśmy. Od kodów kultury w jakiej wyrastaliśmy. Fochów. Zaciętości. Nadętej dumy. Milczeń i urywań kontaktów. Wiecznej niestabilności. Wetu za wet. To jak inny świat. Stąd czujemy się w nim niepewnie. Szukamy haczyków i pułapek. Tak trudno zaufać, że ktoś może nas lubić, mimo wszystko.
Reposted from avalina via thegarden