w pracowniczej, anonimowej (dzielonej jedynie na zespoły) ankiecie wylałam swój millenialsowy ból. gdzie podwyżki, gdzie urlopy, czemu ktoś może więcej niż ja, jakim prawem niby? mi się oberwało, a ktoś może do woli. przytknęłam się do spraw HRowych, pisząc tylko, że czasem boję się wyrazić krytyczną opinię czy zaprzeczyć wizjom biznesu 'z góry', bo mogę za to oberwać.

z docenianej, uważanej za niezastąpioną, chwaloną przez inne zespoły - stałam się nikim. jestem unikana, TL ze mną nie rozmawia, jestem odsunięta od dodatkowych obowiązków, albo robię je minimalnie, na zastępstwo. już nie 'należał mi się awans, bo jestem tak dobra', teraz mam być wdzięczna, że go w ogóle dostałam. zostałam nawet wyrzucona z cyklicznego spotkania o nowinkach w pracy (jaka szkoda, że w dyskusji o nich nadal dostaję maile, upewniając się, że tylko mnie tam już nie będzie😁 to akurat nie boli, nienawidzę calli) 

i ponoć osoby krytykujące chcą wygryźć 'górę' - jaki to poziom odklejenia - nie wiem. 

promowane teraz są osoby niedokładne, nieprzepracowujące się, albo takie, które po prostu nigdy nie marudzą. i powoli odbija się to na pracy całego zespołu. 

a ja nie mam podstaw, żeby prosić o awans. przecież teraz już 'nic' nie robię.

stanowisko seniorskie może dostać osoba niepotrafiąca złożyć poprawnego zdania po angielsku, ja nie mam jak walczyć o wyjście z bycia juniorem. that sucks, nie zależy mi na tytułach, ale chciałabym dostawać czasem podwyżki. życie. koszty rosną. tylko i wyłącznie dlatego. 

prawdopodobnie jestem tu skreślona, choć chcę spróbować to delikatnie przegadać. dowieść, że jestem na prawdę dobra w tej robocie. może pomarudzę, ale jakość pracy jest dla mnie niemal świętością. a to jest tu zwyczajnie ważne i niezbędne.

samo z siebie wychodzi, że te chwalone teraz osoby mają sporo do poprawki. nie ukrywam, że mnie to bawi. to nie moja decyzja, nie sypie się przez moje błędy. 

muszę o siebie zawalczyć, choć rozgladam się za zmianą. lubię i cenię osobę, która mnie przekreśla - mam za co, bo trzyma to w jakiejś spójnej kupie - chociaż coraz bardziej staje się dla mnie małym, zakompleksionym człowiekiem. po co mi tacy? 

jednocześnie jeżu, pewnie wszyscy mamy kompleksy, ze mnie wychodzi teraz brak docenienia i poczucie bycia not good enough. może jej też nie doceniano, może musiała wciąż udowadniać, że jej się należy, że jest OK. jest tylko człowiekiem. a teraz poczuła się skrytykowana, znienawidzona, a przecież się stara! jest mi jej szkoda, bo mimo chujowego reagowania na krzywdę, to pracowita i ambitna osoba, i kanonicznie atrakcyjna. no czego chcieć więcej. ano spokoju ducha pewnie.

ktoś mnie ostrzegał, że jeśli potknę się raz, zostanę nikim. mówiłam, że wybronię się jakością pracy. a może jednak nie. 

nie zrobię jej terapii, nie mam kompetencji, nie uleczę podejścia do krytyki i zwątpień, choć patrząc na zachowanie, mogłabym ją rozgryźć, uświadomić, połamać i zachęcić do poskładania się jednocześnie. mogłabym, ale nie muszę. 

nawet gdyby udało mi się to 'naprawić' wiem, że nie ma sensu w tym tkwić. zrobiło się zbyt toksycznie, a przeciez już wiem, że każde korpo ma swoje grzeszki. i przecież uwielbiam moje obowiązki, procesowo się tu nawet odnalazłam. 

wiem też, że za podobną pracę mogę dostać więcej nawet jako junior. i o to zawalczę. 

to będzie trudny rok, i może nie lepszy, komuś już tak napisałam. mogę trafić w większe bagno, mogę znaleźć coś, w czym zostanę na dłużej 

mimo wszystko staram się uśmiechać. wiem, że są osoby, które stanęłyby za mną murem, gdyby mogły, jestem im ważna i potrzebna. ale męczy, trochę bawi, a trochę triggeruje 

oby mnie to nie rozłożyło na łopatki. obym szybko znalazła rozwiązanie albo wyjście.