wydech, wdech

oddycham. 

nie zirytował mnie diva Molko narzekający na nagrywających koncert. biłam brawo jak pojebana. wizualizacje były przepiękne, trochę jak zepsuta taśma VHS ale i pełne kolorów. nagłośnienie nie najlepsze, ale wystarczające. ważne było to, że po 6 latach znów doświadczyłam moich Placków najukochańszych. 

potem pokonałam lęk, który miałam w sobie, bo raz upadłam i skręciłam kostkę, a potem nie próbowałam, bo nie było jak. no i nie chciałabym znów skręcać kończyn. uniosłam się nad miasto w słoneczny dzień, kilka dni później weszłam tam, gdzie kiedyś odpuściłam, bo odwodniona i bez kondycji dostałam zadyszki. już nie dyszę. weszłam i chcę więcej. jeszcze wrócę, pójdę gdzie indziej i dalej.

widzę absurdy w pracy. jeśli po rozmowie rocznej trafię na czarną listę, trudno. choć jestem za dobra, żeby mnie na nią wrzucać. 

słucham ciała i jestem wobec niego czuła, leki mogą mi pomóc albo skruszyć miesiące starań w drobny mak. albo mnie zatrzymać, ale to ponoć rzadki efekt uboczny. 

dostrzegam piękno i próbuję uwieczniać. zdążyłam doświadczyć złotej jesieni i zapachu pożółkłych liści, zebrałam kilka grzybów, doceniłam piękno tych jadalnych 'ale tylko raz' 

ślę piękno temu, który jest we mnie cały czas. który sprawił, że mi się chce. długo zajęło mi przekazanie tego osiągnięcia sobie. bo namacalnie jestem tu tylko ja. reszta to tylko słowa. 

akceptuję nielogiczne wybory, bo to nie moje wybory i nie mój ból, choć je odczuwam. pieprzona empatia, kochana empatia. nie pozwalam już temu smutkowi zagarnąć całej mnie. nie mam na to wpływu. mam co robić, mam dobro i piękno, nie przestanę. bo sprawia mi radość.

wdech, wydech.