niemal bezsenna noc i słaba pogoda prawie zostawiły mnie w łóżku. ale wstałam, wejściówkę bym sprzedała, hostel anulowała, ale biletów na pociąg już nie. no i nie mogłam dać wygrać bezradności. nie i już. 

kawa, tramwaj, który na pewno wiele widział (ale jedzie!), myśli o tym memie, że na Hiroszimę spadły dwie bomby, a tu nic, hostel, kitku, kawusia i zostałam sama. 

i... bardzo dobrze! wlazłam w każdą bramę, z której nie wiało zbyt bardzo złem, znalazłam lusterkowe cudo, murale i amatorską sztukę uliczną, zjadłam, odwiedziłam flemingi, wróciłam zobaczyć festiwal światła i nawet się na jakiś jego skrawek natknęłam, czasu mniej, poszłam do głównego celu podróży. 

i jak zwykle miło i pięknie, i chwytając za serce. ponoć ich koncerty nie są od stania z zamkniętymi oczami i słuchania, są od interakcji i śpiewania. 

pan Mariusz, why not both? I've had both!

po poprzedniej trasie brakuje mi Acid Rain na setliscie. ale całe Escalator Shrine czy Egoist Hedonist, a nie tylko części, ale Promise. pięknie i dobrze, oby jeszcze jak najwięcej. 

pół drogi do hostelu pieszo, żeby rozruszać kości, no i miasto nocą to inne miasto. rano kawa, koty, herbata i kawa, polskie fiaty na Piotrkowskiej, magnes kupiony Mamie, bo gdzie mnie wywiało, to chociaż mogę coś przywieźć XD <3

kałuża zamiast oczka wodnego (XDD kocham) więcej spaceru, więcej starych kamienic, pierwszy łódzki kościół, spacer, nogi idące na automacie, coś na szybko żeby jednak iść dalej, jednorożec, więcej spaceru, park który na mapie ma beniza, monopolis jako kołchoz, w którym mogłabym siedzieć i pracować, bo ładny, a co! kawa z maka, frytki oddane bezdomnemu, bo chciał na bułkę, a ja nie miałam, ale miałam frytki, też jedzenie. 

i powrót z uśmiechem na ustach. nie dałam się, wstałam i podoświadczałam dobra. z zakwasami, niewyspana, z całą niedzielą w łóżku, jestem sobie wdzięczna.

https://youtu.be/6CXGKFQE0WE

as you know I have always. and I will always.

i będę się staczać całymi dniami w bezradności, ale potem wstanę i będę walczyć, ile mogę. o.