praktykuję wdzięczność.

mam wiele powodów. ciepłych, dobrych ludzi wokół, piękne koncerty z plot twistami i małymi eskapadami z nieznajomymi po to, czego na terenie festiwalu nie ma. sąsiedzkie podarki za pilnowanie kota (wciąż odkładałam kupno rzeczy, które nagle mam za to że jestem. i mi pięknie służą:3) za to, że zaufano mi na tyle, że dostałam na stałe klucz do ich mieszkania. 

za to, że przez ostatnie dwa tygodnie mało się ruszałam, a żywieniowo sobie pozwalałam, a jednak dalej chudnę (jebać diety, żyjąc w zgodzie z sobą unikam jojo jedząc wszystko, w końcu!). powoli, bez presji, patrzę w lustro i uśmiecham się mimo pizdy (pryszcza z ropą) na nosie. 

że odzyskałam zaufanie w pracy i dostałam awans. że mogę przeglądać i szukać, ale bez presji, że trzeba uciekać. że powoli, ale staję na nogi, spłacam to, co ciąży i jest coraz lżej. że małe plany na przyszły rok mają szansę się spełnić. 

że poszłam do psychologa i usłyszałam tak ważne, że nie powinnam obwiniać się za to, że chciałam budować relację i dawać czułość. że w tym zaangażowaniu nie było nic złego. (choć przyznałam, że bywałam ostra w przekazywaniu potrzeb - byłam...)

że na urlop pogoda szykuje się aż za piękna, że choć nigdzie nie wyjadę, to rowerem mogę zwiedzać ile wlezie. rowerowe eskapady dają mi tyle radości! 

że w domu rodzinnym mam kota znajdę, który od razu mnie pokochał. że mogłam nacierać nim sobie twarz (skąd pewnie pryszcz) i się z nim bawić, że moje roślinki nie umarły podczas wyjazdu, że mimo pędu życia jestem i jakoś sobie radzę.

żyję. oddycham. to ważne. 

temu wszystkiemu towarzyszy pustka, bo coś się zepsuło, choć nie wyglądało na to, że może się zepsuć tak nagle. ostro zakomunikowałam potrzeby i zatrzasnieto przede mną drzwi, w których stałam. rozumiem, a jednocześnie boli, choć serce mam głupie i pełne nadziei. z uczuciami walczyć nie chcę, bo niby jak? jak się kasuje uczucia? jak się kasuje piękne, czułe sny? 

jednocześnie wiem, że poza pustką toczy się życie. nienajgorsze, całkiem bezpieczne. piszę dużo, wylewam uczucia, może w eter, choć intuicja podpowiada, że nie. 

ważne jest to, że kochanie wyciągnęło ze mnie tyle dobra, że zaczęłam dbać też o siebie. że zrozumiałam, że nie uleczę ludzi, mogę tylko dla nich być. że jest we mnie nieposkromione źródło czułości i bezinteresownego dobra.

nie pozwolę sobie go zabić. jeśli nie mogę oddać go tam, gdzie chcę, dam sobie, światu wokół, tym, którzy doceniają, że jestem. ze swoją nieśmiałością i dziwactwem.